Na początku
mój plan był taki przejść całą planowaną trasę z Oleśnicy do
Tyńca Małego o długości 72 km, która z niewielkimi poprawkami
jest tą samą trasą co z Tyńca Małego do Oleśnicy...
Pielgrzymowanie
było jedną wielką niewiadomą, ponieważ jeszcze w piątek pogoda
była niesprzyjająca pielgrzymowaniu, były częste burze o szerokim
zasięgu stanowiące zagrożenie zdrowia i życia a przecież nie oto
w pielgrzymowaniu chodzi żeby się narażać tylko stawiać czoła
przeciwnościom.
Trasa:
Oleśnica, Dworzec PKS - Marcinkowice, Przystanek PKS
Link do
planowanej trasy:
https://drive.google.com/open?id=1Z91l5IlZOiLAMGp_aWfJJgIU3IA&usp=sharing
Długość:
ok. 42 km
Galeria
Zdjęć: https://goo.gl/photos/aw7m2HtuQwzWtBso6
Kierowca
PKS-u przed dojechaniem na przystanek był zmuszony przeprawić się
przez wielką wodę, rozlaną na szerokość całej ulicy o długości
kilkunastu metrów, praktycznie wszędzie były połamana gałęzie,
drzewa trafione przez piorun czy wyrwane z korzeniami. Taki widok
napawał mnie przerażeniem, kiedy byłam jeszcze w Oleśnicy a jak
tutaj wyjść za miasto, kiedy burza może w każdej chwili wrócić?
Zmierzając w kierunku budowanego kościoła NMP Fatimskiej różne
myśli kłębiły się w mojej głowie i nagle podszedł do mnie
pewien mężczyzna i powiedział: „Wie pani, burza to boskie
zjawisko?”, ja nie byłam o tym przekonana na to on dodał: „Czy
wolałaby by pani dusić się w tym upale? Tak mamy oczyszczone
powietrze.”, po czym dodał: „Jestem gadułą i już nie
przeszkadzam.” I po prostu każdy poszedł w swoją stronę. Jednak
zaczęłam się zastanawiać nad tym co powiedział, Pan Bóg zawsze
stawia na naszej drodze ludzi przez których chce nam coś przekazać
albo którym my mamy coś przekazać, nie ma przypadków...
Kiedy
zaczęłam się nad tym zastanawiać zrozumiałam, że ten mężczyzna
miał rację: „Burza jest boskim zjawiskiem, jest prezentacją siły
Boga nad którą człowiek nie potrafi zapanować.”. Człowiek nie
potrafi zmienić kierunku burzy ani z dużą dokładnością
przewidzieć gdzie i kiedy burza się pojawi. Człowiek ma dar
usuwania skutków burzy, potrafi korzystać z piły, dźwigu czy
innego sprzętu, człowiek może przystąpić do działania tylko
wtedy gdy burza ustanie, w trakcie burzy jest bezsilny i najlepiej
jak się schowa w bezpieczne miejsce...
Kiedy
szliśmy tą drogą 2 tygodnie temu trasa była dla mnie bardzo
trudna i opadałam z sił teraz wydawała się bardzo łatwa i
przyjazna. Jak człowiek czuje się zdrowy i wypoczęty to inaczej
patrzy na świat. Na tym odcinku spotkałam dwoje życzliwych
kierowców, którzy zatrzymali się i spytali czy mnie gdzieś
podwieźć, podziękowałam i powiedziałam, że pielgrzymuję.
Jednak pielgrzym nie jest jeszcze gatunkiem wymarłym. W pobliskich
miejscowościach spotkałam dwoje ludzi: jedną starszą panią chorą
na bark, która czuła się wykorzystywana przez rodzinę, ale nie
chciała się przeciwstawić żeby nie wyjść na chama i pana, który
był chory na głowę a ZUS uznał go za zdrowego. Patrząc na
problemy innych osób coraz bardziej rozumiem znaczenie tzw.
„maluczkich”, których Pan Bóg ma w swojej opiece a oni są
często pogardzani przez inne osoby i mają przyszywane różne
etykietki. Prosili o modlitwę i zaniesienie ich intencji do Matki
Bożej.
Nie
pamiętam dokładnie w którym miejscu odezwała mi się pięta
Achillesa, postanowiłam, że dojdę do Marcinkowic i zejdę z trasy.
Jednak jestem człowiekiem słabym, niedawno przeszłam ok. 146 km a
teraz nie potrafiłam przejść połowy tego dystansu, wszystko jest
łaską i nigdy nie można do końca zaplanować, że zrobi się to
czy tamto:
„Teraz
wy, którzy mówicie: «Dziś albo jutro udamy się do tego oto
miasta i spędzimy tam rok, będziemy uprawiać handel i osiągniemy
zyski», wy, którzy nie wiecie nawet, co jutro będzie. Bo czymże
jest życie wasze? Parą jesteście, co się ukazuje na krótko, a
potem znika. Zamiast tego powinniście mówić: «Jeżeli Pan zechce,
i będziemy żyli, zrobimy to lub owo».” (Jk 4,13-15)
Później
zrozumiałam, że miałam inny plan niż Pan Bóg i dlatego mój plan
zawiódł. Pan Bóg kolejny raz pokazał mi, że nie chodzi Mu o
przejście trasy za wszelką cenę z kontuzjami, o jakieś
niepotrzebne cierpiętnictwo tylko o prawdziwe bycie Bożym
Dzieckiem. Przyszedł mi na myśl taki obraz:
„Rodzice mają dwoje
dzieci, jedno z nich jest bardzo miłe, szczere i uczynne a drugie
skłonne do ofiar. Drugie dziecko położyło się na grochu i mówi
rodzicom, że będzie długo tak leżeć, bo bardzo ich kocha i chce
im to udowodnić. Pierwsze dziecko przychodzi tylko uśmiechnięte i
się przytula. Które dziecko jest lepsze?” Oczywiście pierwsze,
bo chodzi oto, żebyśmy wobec Boga byli szczerzy w postępowali,
doceniali to co mamy i z radością podchodzili do życia a nie
narzucali sobie jakieś trudności nie wiadomo po co. Pan Jezus
powiedział: „Gdybyście zrozumieli, co znaczy: Chcę raczej
miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych.” (Mt
12,7) Ktoś może teraz powiedzieć to po co pielgrzymować
szczególnie na długie i trudne trasy skoro wystarczy być
szczęśliwym i kochającym dzieckiem wobec Boga to cały wysiłek
jest daremny. I tutaj dochodzimy do sedna pielgrzymowania, które
prowadzi nas do tego, żeby zostać szczęśliwym Bożym dzieckiem.
Pan Bóg nie oczekuje ode mnie ukończenia kilku tras na 100 km,
jednej na 200 km i 5-ciu na 50 km, dystans i liczba tras nie ma
znaczenia tylko trzeba nam prosić o łaskę przemiany serca abyśmy
dali się Bogu pokierować. Warto modlić się o dary i światło
Ducha Świętego żebyśmy wiedzieli co mamy w życiu czynić, co
jest Bożą Wolą, bo inaczej możemy się natrudzić nadaremno.
Wracając
do trasy to miałam w planie Mszę Św. w Marcinkowicach a zdążyłam
na Mszę Św. w Kotowicach czyli kilka miejscowości wcześniej. Msza
Święta była w 18 urodziny pewnej dziewczyny, która dała piękny
przykład świętowania wejścia w dorosłe życie razem z Bogiem. Z
początku nie wiedziałam o co chodzi dlaczego ludzie są tak
elegancko ubrani, nie był to ani ślub ani chrzciny, mieli
przygotowane prezenty i później szli na imprezę...
A ja
później szłam dalej i miałam przesunięcie czasowe odnośnie
planu. Powoli robił się wieczór, było szarawo i chłodno starałam
się jak najszybciej dojść do celu. Jak doszłam do przystanku PKS
w Marcinkowicach spojrzałam na godzinę i była 19:52, spojrzałam
na rozkład ostatni autobus był o godz. 20:12, ucieszyłam się, że
mam zapas 20 minut, spojrzałam jeszcze raz na dni wolne i ostatni
autobus był 19:12 i zaczęłam machać na stopa. Stałam tylko
chwilę i zatrzymał się życzliwy student 4-go roku,
porozmawialiśmy przez całą drogę, nie chciał żeby mu się coś
dorzucać do paliwa i był zainteresowany Ekstremalną Drogą
Krzyżową, kto wie może się jeszcze zobaczymy...
Podsumowując
mój plan całkowicie się przesunął, ale patrząc na spotkane
osoby i wydarzenia zrozumiałam, że Pan Bóg miał dla mnie znaczny
lepszy plan – PLAN PRZEMIANY SERCA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz