środa, 16 sierpnia 2017

Pielgrzymowanie dla Matki Bożej Fatimskiej z Oleśnicy do Marcinkowic

Na początku mój plan był taki przejść całą planowaną trasę z Oleśnicy do Tyńca Małego o długości 72 km, która z niewielkimi poprawkami jest tą samą trasą co z Tyńca Małego do Oleśnicy...
Pielgrzymowanie było jedną wielką niewiadomą, ponieważ jeszcze w piątek pogoda była niesprzyjająca pielgrzymowaniu, były częste burze o szerokim zasięgu stanowiące zagrożenie zdrowia i życia a przecież nie oto w pielgrzymowaniu chodzi żeby się narażać tylko stawiać czoła przeciwnościom.

Trasa: Oleśnica, Dworzec PKS - Marcinkowice, Przystanek PKS
Długość: ok. 42 km

Kierowca PKS-u przed dojechaniem na przystanek był zmuszony przeprawić się przez wielką wodę, rozlaną na szerokość całej ulicy o długości kilkunastu metrów, praktycznie wszędzie były połamana gałęzie, drzewa trafione przez piorun czy wyrwane z korzeniami. Taki widok napawał mnie przerażeniem, kiedy byłam jeszcze w Oleśnicy a jak tutaj wyjść za miasto, kiedy burza może w każdej chwili wrócić? Zmierzając w kierunku budowanego kościoła NMP Fatimskiej różne myśli kłębiły się w mojej głowie i nagle podszedł do mnie pewien mężczyzna i powiedział: „Wie pani, burza to boskie zjawisko?”, ja nie byłam o tym przekonana na to on dodał: „Czy wolałaby by pani dusić się w tym upale? Tak mamy oczyszczone powietrze.”, po czym dodał: „Jestem gadułą i już nie przeszkadzam.” I po prostu każdy poszedł w swoją stronę. Jednak zaczęłam się zastanawiać nad tym co powiedział, Pan Bóg zawsze stawia na naszej drodze ludzi przez których chce nam coś przekazać albo którym my mamy coś przekazać, nie ma przypadków...
Kiedy zaczęłam się nad tym zastanawiać zrozumiałam, że ten mężczyzna miał rację: „Burza jest boskim zjawiskiem, jest prezentacją siły Boga nad którą człowiek nie potrafi zapanować.”. Człowiek nie potrafi zmienić kierunku burzy ani z dużą dokładnością przewidzieć gdzie i kiedy burza się pojawi. Człowiek ma dar usuwania skutków burzy, potrafi korzystać z piły, dźwigu czy innego sprzętu, człowiek może przystąpić do działania tylko wtedy gdy burza ustanie, w trakcie burzy jest bezsilny i najlepiej jak się schowa w bezpieczne miejsce...
Kiedy szliśmy tą drogą 2 tygodnie temu trasa była dla mnie bardzo trudna i opadałam z sił teraz wydawała się bardzo łatwa i przyjazna. Jak człowiek czuje się zdrowy i wypoczęty to inaczej patrzy na świat. Na tym odcinku spotkałam dwoje życzliwych kierowców, którzy zatrzymali się i spytali czy mnie gdzieś podwieźć, podziękowałam i powiedziałam, że pielgrzymuję. Jednak pielgrzym nie jest jeszcze gatunkiem wymarłym. W pobliskich miejscowościach spotkałam dwoje ludzi: jedną starszą panią chorą na bark, która czuła się wykorzystywana przez rodzinę, ale nie chciała się przeciwstawić żeby nie wyjść na chama i pana, który był chory na głowę a ZUS uznał go za zdrowego. Patrząc na problemy innych osób coraz bardziej rozumiem znaczenie tzw. „maluczkich”, których Pan Bóg ma w swojej opiece a oni są często pogardzani przez inne osoby i mają przyszywane różne etykietki. Prosili o modlitwę i zaniesienie ich intencji do Matki Bożej.
Nie pamiętam dokładnie w którym miejscu odezwała mi się pięta Achillesa, postanowiłam, że dojdę do Marcinkowic i zejdę z trasy. Jednak jestem człowiekiem słabym, niedawno przeszłam ok. 146 km a teraz nie potrafiłam przejść połowy tego dystansu, wszystko jest łaską i nigdy nie można do końca zaplanować, że zrobi się to czy tamto:

Teraz wy, którzy mówicie: «Dziś albo jutro udamy się do tego oto miasta i spędzimy tam rok, będziemy uprawiać handel i osiągniemy zyski», wy, którzy nie wiecie nawet, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, co się ukazuje na krótko, a potem znika. Zamiast tego powinniście mówić: «Jeżeli Pan zechce, i będziemy żyli, zrobimy to lub owo».” (Jk 4,13-15)
Później zrozumiałam, że miałam inny plan niż Pan Bóg i dlatego mój plan zawiódł. Pan Bóg kolejny raz pokazał mi, że nie chodzi Mu o przejście trasy za wszelką cenę z kontuzjami, o jakieś niepotrzebne cierpiętnictwo tylko o prawdziwe bycie Bożym Dzieckiem. Przyszedł mi na myśl taki obraz:
„Rodzice mają dwoje dzieci, jedno z nich jest bardzo miłe, szczere i uczynne a drugie skłonne do ofiar. Drugie dziecko położyło się na grochu i mówi rodzicom, że będzie długo tak leżeć, bo bardzo ich kocha i chce im to udowodnić. Pierwsze dziecko przychodzi tylko uśmiechnięte i się przytula. Które dziecko jest lepsze?” Oczywiście pierwsze, bo chodzi oto, żebyśmy wobec Boga byli szczerzy w postępowali, doceniali to co mamy i z radością podchodzili do życia a nie narzucali sobie jakieś trudności nie wiadomo po co. Pan Jezus powiedział: „Gdybyście zrozumieli, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych.” (Mt 12,7) Ktoś może teraz powiedzieć to po co pielgrzymować szczególnie na długie i trudne trasy skoro wystarczy być szczęśliwym i kochającym dzieckiem wobec Boga to cały wysiłek jest daremny. I tutaj dochodzimy do sedna pielgrzymowania, które prowadzi nas do tego, żeby zostać szczęśliwym Bożym dzieckiem. Pan Bóg nie oczekuje ode mnie ukończenia kilku tras na 100 km, jednej na 200 km i 5-ciu na 50 km, dystans i liczba tras nie ma znaczenia tylko trzeba nam prosić o łaskę przemiany serca abyśmy dali się Bogu pokierować. Warto modlić się o dary i światło Ducha Świętego żebyśmy wiedzieli co mamy w życiu czynić, co jest Bożą Wolą, bo inaczej możemy się natrudzić nadaremno.
Wracając do trasy to miałam w planie Mszę Św. w Marcinkowicach a zdążyłam na Mszę Św. w Kotowicach czyli kilka miejscowości wcześniej. Msza Święta była w 18 urodziny pewnej dziewczyny, która dała piękny przykład świętowania wejścia w dorosłe życie razem z Bogiem. Z początku nie wiedziałam o co chodzi dlaczego ludzie są tak elegancko ubrani, nie był to ani ślub ani chrzciny, mieli przygotowane prezenty i później szli na imprezę...
A ja później szłam dalej i miałam przesunięcie czasowe odnośnie planu. Powoli robił się wieczór, było szarawo i chłodno starałam się jak najszybciej dojść do celu. Jak doszłam do przystanku PKS w Marcinkowicach spojrzałam na godzinę i była 19:52, spojrzałam na rozkład ostatni autobus był o godz. 20:12, ucieszyłam się, że mam zapas 20 minut, spojrzałam jeszcze raz na dni wolne i ostatni autobus był 19:12 i zaczęłam machać na stopa. Stałam tylko chwilę i zatrzymał się życzliwy student 4-go roku, porozmawialiśmy przez całą drogę, nie chciał żeby mu się coś dorzucać do paliwa i był zainteresowany Ekstremalną Drogą Krzyżową, kto wie może się jeszcze zobaczymy...
Podsumowując mój plan całkowicie się przesunął, ale patrząc na spotkane osoby i wydarzenia zrozumiałam, że Pan Bóg miał dla mnie znaczny lepszy plan – PLAN PRZEMIANY SERCA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz