Obecnie są
organizowane różne intensywne kursy i wydarzenia mające na celu
intensywne przygotowanie w krótkim czasie. Bardzo chciałam przejść
planowaną najdłuższą trasę Matki Bożej Fatimskiej liczącą 144
km za jednym wyjściem bez noclegu co by dało 5 dni intensywnego
pielgrzymowania.
Trasa:
Wrocław, Kościół NMP Fatimskiej - Wrocław, Kościół NMP
Fatimskiej przez Tyniec Mały, Żerniki Wrocławskie, Oleśnica
Długość:
ok. 146 km
Galeria
Zdjęć: https://goo.gl/photos/dnFWA2H9vFLx3ZBEA
Wyruszyliśmy w trasę w 3 osoby: Przemek znany pielgrzym z kilku wcześniejszych wypraw, Tadek znany biegacz od trzydziestu kilku lat oraz ja. Rozpoczęliśmy Mszą Św. w parafialnym kościele św. Agnieszki we Wrocławiu o godz. 7:00 po której ksiądz proboszcz udzielił nam specjalnego błogosławieństwa dla pielgrzymów. Po Mszy Św. udaliśmy się do domów na śniadanie a następnie do kościoła pomocniczego Matki Bożej Fatimskiej na naszej parafii. W kościele wspólnie odmówiliśmy pierwszą stację i o godzinie 8:30 wyruszyliśmy w trasę. Chcieliśmy pokonać trasę marszobiegiem tak więc każdy z nas wziął tylko to co niezbędne aby nie mieć dużego obciążenia w plecaku. Pogoda nam sprzyjała Matka Boża piękną pogodę nam zesłała.
Tej nocy
miałam piękny sen po którym odczułam, że trasa jest prosta,
krótka i radosna. Nie zastanawiałam się nad długością dystansu
postanowiłam, że będziemy skupiać się na bieżącym odcinku od
stacji do stacji, to jest podobno najlepsza metoda pokonywania
długich dystansów bez przeliczania kilometrów. :-)
Tadek od
początku powiedział, że widzi się z księdzem raz do roku na
kolędzie i nie widzi potrzeby uczęszczania na niedzielną Mszę Św.
dlatego ucieszyłam się jego obecnością na porannej Mszy Św. i
wspólnym odprawianiu stacji. Szanując zasady Tadka nie narzucaliśmy
wspólnych modlitw ani rozmów o Bogu, każdy z nas modlił się
bardziej indywidualnie.
Na początku
próbowaliśmy więcej biegać, ale później przeszliśmy do marszu.
Słonko stawało się coraz bardziej intensywne dlatego też marsz
był najlepszym rozwiązaniem. Przed wyjściem z Wrocławia niedaleko
kościoła NMP Królowej Polski zrobiliśmy postój połączony z
zakupami i objadaniem się. Chwila moment i byliśmy w Zabrodziu za
którym czekała nas przeprawa przez wielką kałużę na szerokość
całej drogi, była to droga zamknięta dla samochodów, taka
niespodzianka idziesz polną drogą na której jest znak z zakazem
wjazdu.
Następnie
doszliśmy do Nowej Wsi Wrocławskiej w której spotkaliśmy
zagubione osoby z niesprawnym samochodem. Kierowca chciał wrócić
do domu, ale GPS kierował go na autostradę, nie chciał jechać
autostradą bo miałby wielki problem kiedy auto całkowicie by się
zepsuło i pytał o drogę. Pokazałam mu na mapie gdzie jesteśmy i
jak dojechać, wyszło, że mieszka niedaleko ode mnie. :-) Na
wszelki wypadek niosę ze sobą papierową mapę, bo z GPS-em jest
różnie. U mnie program do nawigacji przełączył się w nocny tryb
z którego w żaden sposób nie dało się wyjść i przy dużym
słonku praktycznie nic nie było widać, przy zachmurzonym niebie
często nie łapie pozycji a czasem pokazuje, że jestem gdzieś
daleko w tyle, bo nie zaktualizował położenia. :-) Najlepsza
nawigacja pochodzi od Ducha Świętego – On zawsze wskaże drogę...
Tutaj był
fragment ruchliwej drogi, którego w żaden sposób nie da się
ominąć. Trasa do Tyńca Małego może iść przez Bielany od
których trzeba odbić na mniej ruchliwe drogi ale wtedy to już jest
inna trasa... Na tym odcinku staraliśmy się biec, żeby jak
najszybciej uciec z tej drogi na polne szlaki...
Szybko doszliśmy do Tyńca Małego gdzie zrobiliśmy dłuższy postój w sklepie oraz u Matki Bożej Fatimskiej w otwartym kościele. Modlitwa w takim miejscu dała dużo sił na dalszą drogę. A dalej było jak w bajce, no może bardziej jak w baśni, albowiem za Domasławem szliśmy ulicą „Starobaśniową”. Szliśmy polami, lasami, drogami, bocznymi ścieżkami, czasem miejscowościami aż doszliśmy do Żernik Wrocławskich w których zrobiliśmy postój w sklepie. Tadek wpadł na pomysł żeby kupić arbuza, który świetnie smakuje i nawadnia organizm. Można było go kupić tylko w całości, więc pani w sklepie podzieliła go na kilka części, zjedliśmy po dużym kawałku a resztę Tadek schował do plecaka. Wzmocnieni arbuzem szybko dotarliśmy do kolejnej stacji – Kościoła NMP Pompejańskiej w Żernikach Wrocławskich. Dzięki Bogu kończyła się Msza Święta i mogliśmy wejść na chwilę do kościoła żeby się pomodlić.
Wychodząc z kościoła spotkaliśmy księdza proboszcza, który spytał: „W jakim celu tutaj jesteście?”, Tadek odpowiedział: „Turystycznie.” a ja odpowiedziałam: „Pielgrzymujemy z Wrocławia przez Tyniec Mały”. Ksiądz na to powiedział: „Jak pielgrzymi to poczekajcie.”. Poczekaliśmy chwilę, po czym ksiądz zaprosił nas do środka i serdecznie ugościł tym co miał. Ksiądz powiedział: „To cały chleb, który mam, ale weźcie i zróbcie kanapki na drogę przed wami jeszcze wiele kilometrów do pokonania.”, ja na to: „Co ksiądz będzie jadł jak wszystko weźmiemy?”, ksiądz odpowiedział: „Idę na imieniny.” i nalegał żebyśmy wzięli, tak więc wzięliśmy kanapki i jeszcze kiełbasę na drogę oraz czekoladowe cukierki. Chwilę porozmawialiśmy, ale nie chcieliśmy przedłużać skoro ksiądz był umówiony...
Szybko doszliśmy do Tyńca Małego gdzie zrobiliśmy dłuższy postój w sklepie oraz u Matki Bożej Fatimskiej w otwartym kościele. Modlitwa w takim miejscu dała dużo sił na dalszą drogę. A dalej było jak w bajce, no może bardziej jak w baśni, albowiem za Domasławem szliśmy ulicą „Starobaśniową”. Szliśmy polami, lasami, drogami, bocznymi ścieżkami, czasem miejscowościami aż doszliśmy do Żernik Wrocławskich w których zrobiliśmy postój w sklepie. Tadek wpadł na pomysł żeby kupić arbuza, który świetnie smakuje i nawadnia organizm. Można było go kupić tylko w całości, więc pani w sklepie podzieliła go na kilka części, zjedliśmy po dużym kawałku a resztę Tadek schował do plecaka. Wzmocnieni arbuzem szybko dotarliśmy do kolejnej stacji – Kościoła NMP Pompejańskiej w Żernikach Wrocławskich. Dzięki Bogu kończyła się Msza Święta i mogliśmy wejść na chwilę do kościoła żeby się pomodlić.
Wychodząc z kościoła spotkaliśmy księdza proboszcza, który spytał: „W jakim celu tutaj jesteście?”, Tadek odpowiedział: „Turystycznie.” a ja odpowiedziałam: „Pielgrzymujemy z Wrocławia przez Tyniec Mały”. Ksiądz na to powiedział: „Jak pielgrzymi to poczekajcie.”. Poczekaliśmy chwilę, po czym ksiądz zaprosił nas do środka i serdecznie ugościł tym co miał. Ksiądz powiedział: „To cały chleb, który mam, ale weźcie i zróbcie kanapki na drogę przed wami jeszcze wiele kilometrów do pokonania.”, ja na to: „Co ksiądz będzie jadł jak wszystko weźmiemy?”, ksiądz odpowiedział: „Idę na imieniny.” i nalegał żebyśmy wzięli, tak więc wzięliśmy kanapki i jeszcze kiełbasę na drogę oraz czekoladowe cukierki. Chwilę porozmawialiśmy, ale nie chcieliśmy przedłużać skoro ksiądz był umówiony...
Powoli
dzień się kończył i robił się wieczór. Około 21-tej pierwszej
dotarliśmy do kościoła w Radwanicach, gdzie bardzo mile przywitał
nas ksiądz proboszcz w Radwanicach. Pomimo późnej godziny
wychodził z kościoła i widząc, że pielgrzymujemy zapytał:
„Czego potrzebujemy?”, poprosiliśmy o możliwość wejścia do
kościoła i wspólną modlitwę oraz o coś do picia. Po wspólnej
modlitwie w kościele chwilę usiedliśmy w zakrystii i
porozmawialiśmy po czym w dalszą drogę się udaliśmy. Na koniec
wspólnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski, ksiądz udzielił nam
Błogosławieństwa Bożego i odprowadził nas kawałek.
Dalej
szliśmy wzdłuż wału i doszliśmy do Wrocławia. W tym miejscu
trasa tylko minimalnie przechodzi przez Wrocław, ale Tadek spytał
się: „Gdzie jesteśmy?”, ja mu na to: „We Wrocławiu niedaleko
trasy Biegu Solidarności.” na to Tadek powiedział: „Wracam do
domu, ponieważ nie widzę dalszego sensu, żeby się tak męczyć.”
i odłączył się. Później sprawdziłam, że przebyliśmy wspólnie
55,5 km, po czym pobiegł do domu, tak więc łącznie przebył ok.
72 kilometry, przy czym do domu biegł już bez arbuza, którego
dalej nosił Przemek. :-)
Biegliśmy
przez most dla pieszych, a później szliśmy do Trestna, gdzie była
kolejna stacja na szlaku św. Jakuba w kościele Niepokalanego
Poczęcia NMP. Po krótkim postoju wyruszyliśmy w dalszą drogę
przez obwodnicę Wrocławia i Kamieniec Wrocławski. Za Kamieńcem
trasa prowadziła przez polne drogi, w pewnym momencie zobaczyliśmy
kościół z daleka i pomyśleliśmy, że to jest już Kościół NMP
Różańcowej w Nadolicach Wielkich, ale kiedy podeszliśmy bliżej
to był kościół Narodzenia NMP w Dobrzykowicach. Co ciekawe w
trakcie objeżdżania trasy rowerem wracając do domu też wyjechałam
na Dobrzykowice. Pomyślałam o tym, żeby nie stawiać oporu łasce
Bożej i poprowadzić tędy trasę...
Po dojściu
do Nadolic Wielkich zrobiliśmy chwilę postoju na przystanku
autobusowym przyglądając się pracy policji i dalej w drogę aby
odwiedzić Matkę Bożą Różańcową w tej miejscowości. Z
kościoła trasa przez krótki czas pokrywała się z tą, którą
przeszliśmy 2 tygodnie wcześniej do miejscowości Brzezia Łąka
skąd odbiliśmy na Kiełczów. Kiedy dotarliśmy do Kiełczowa
zaczynało już świtać, nad ranem było bardzo chłodno więc
przydała nam się folia NRC.
Dalej
kierowaliśmy się na Oleśniczkę, spodziewałam się drogowskazu i
asfaltowej drogi a tymczasem była tylko leśna droga. Za Oleśniczką
zaczęła mnie ogarniać senność i nie bardzo pilnowałam drogę,
która bardzo mi się dłużyła. Wiedziałam, że powinniśmy dojść
do stacji w miejscowości Krzeczyn, ale nie było żadnych zabudowań.
Poprosiłam o krótką przerwę żeby coś zjeść, pomyślałam, że
jak cukier mi podskoczy to senność minie i będziemy w stanie
poruszać się znacznie szybciej. Usiedliśmy i zjedliśmy po kawałku
arbuza oraz coś z zapasów w plecaku plus jakaś końcówka wody.
Przemek mówił, że przymierza się do zejścia z trasy w Oleśnicy,
ja też rozważałam taką myśl, z powodu senności nie chciałam
stwarzać zagrożenia na drodze.
Chwilę po
odpoczynku poszliśmy dalej, bardzo się ucieszyliśmy widząc
tabliczkę z nazwą miejscowości tylko zamiast Krzeczyna doszliśmy
do Bystre po prostu minęliśmy jedną stację :-) Ja się bardzo
ucieszyłam, że jesteśmy bliżej Oleśnicy niż się spodziewaliśmy
i nabrałam nadziei na dalszą drogę... W Bystre odprawiliśmy
zaległą stację i szybko doszliśmy do Oleśnicy.
Przy kościele NMP Fatimskiej w Oleśnicy byliśmy o 9:12, ale kościół jest ciągle w budowie tak więc weszliśmy do otwartej kaplicy przy kościele NMP Fatimskiej, pomodliliśmy się i poprosiliśmy kościelnego o wodę. Kościelny przyniósł nam połowę 5 litrowej butelki od księdza proboszcza i powiedział żebyśmy wzięli wszystko. Przez całą noc nie mieliśmy po drodze żadnego otwartego sklepu z wodą tak więc byliśmy już bardzo spragnieni. Przemek bardzo się ucieszył z ukończenia po raz kolejny 100 km i został w Oleśnicy a ja poszłam dalej. Wiedziałam, że przede mnę było jeszcze do pokonania więcej niż trasa maratonu, ale cieszyłam się, że jestem już tak daleko...
Przy kościele NMP Fatimskiej w Oleśnicy byliśmy o 9:12, ale kościół jest ciągle w budowie tak więc weszliśmy do otwartej kaplicy przy kościele NMP Fatimskiej, pomodliliśmy się i poprosiliśmy kościelnego o wodę. Kościelny przyniósł nam połowę 5 litrowej butelki od księdza proboszcza i powiedział żebyśmy wzięli wszystko. Przez całą noc nie mieliśmy po drodze żadnego otwartego sklepu z wodą tak więc byliśmy już bardzo spragnieni. Przemek bardzo się ucieszył z ukończenia po raz kolejny 100 km i został w Oleśnicy a ja poszłam dalej. Wiedziałam, że przede mnę było jeszcze do pokonania więcej niż trasa maratonu, ale cieszyłam się, że jestem już tak daleko...
Byłam na
mojej pierwszej trasie Matki Bożej Fatimskiej z Wrocławia do
Oleśnicy, którą pokonywałam 13 maja w 100 rocznicę Objawień
Matki Najświętszej. Czułam jak Łaska Boże mnie prowadziła.
Doszłam do znanego mi miejsca za Smardzowem i pogubiłam się na
polnych ścieżkach, które były mocno zarośnięte, zastanawiałam
się nad zmianą trasy w tym miejscu, ale kiedy przebrnie się przez
te chaszcze są super widoki, chcę żeby inni pielgrzymi też mogli
je podziwiać...
Martwiłam
się oto czy zdążę na Mszę Świętą w którejś miejscowości,
ale w pewnym momencie powierzyłam tą sprawę Panu Bogu i odzyskałam
pokój serca: „Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego,
gdyż Jemu zależy na was.” (1 P 5, 7). Upał był coraz
większy a ja popełniłam taki błąd, że nie wzięłam nic od
słońca żeby nie dźwigać, zarzuciłam cienką kurtkę trochę na
ramiona i szłam w zaparte. Kiedy doszłam do kolejnej stacji
Kościoła Matki Bożej Różańcowej w Bykowie położyłam się na
ławce koło kościoła w cieniu drzewa, nie trwało to zbyt długo,
stwierdziłam, że nie mogę zasnąć muszę iść dalej w drogę...
Zmęczenie
coraz bardziej mnie ogarniało, znajdowałam sobie taką wymówkę
żeby odpoczywać jak sprawdzam trasę. Wcześniej sprawdzałam trasę
na GPS-ie stojąc a teraz pozwalałam sobie na to żeby usiąść,
wyciągnąć nawigację, upewnić się co do trasy, schować
nawigację i iść dalej. Moja wędrówka nie była już zbyt
efektywna, moje postoje stawały się coraz częstsze i nie wiem czy
nie przysnęłam gdzieś na siedząco. Senność ponownie dawała mi
się we znaki, ale na polnej drodze nie było zagrożenia dla innych
uczestników ruchu. Dochodziłam do kolejnej miejscowości gdyż
spotykałam wielu spacerowiczów, ale nie mogłam do niej dojść,
ten mały cel bardzo mi się dłużył, to był dla mnie najdłuższy
odcinek z całej trasy. Kiedy weszłam do miejscowości po krótkim
czasie znalazłam otwarty sklep, kupiłam sobie loda na ochłodę i
wybudzenie i poszłam dalej. Senność powoli ustępowała, ale przy
takim upale nie miałam zbyt dużego tempa, po dojściu do
miejscowości Pruszowice troskliwi ludzie spytali się mnie czy
potrzebuję pomocy, podziękowałam za troskę i powiedziałam, że
wszystko w porządku. W końcu doszłam do przedostatniej stacji
kościoła św. Jana Pawła II w Pruszowicach, odmówiłam stację,
usiadłam chwilę na przystanku żeby odpocząć i po raz pierwszy
sprawdziłam na GPS-ie ile kilometrów zostało mi do końca trasy.
Nie mogłam uwierzyć, kiedy zobaczyłam, że tylko 14 km to jest 2 x
7 km, cel był już bardzo blisko. Miałam wielką radość w sercu,
ponieważ wiedziałam już, że ukończę trasę, ponieważ Bóg tak
chciał, zrozumiałam wielkość danej mi łaski i Bożą Opiekę
nade mną.
Kiedy
doszłam do lasu to pogubiłam się w nim: „Nigdy w lesie nie
polegaj w 100% na GPS-ie”, koniec końców wyszłam na łącznik w
Długołęce a z niego tylko krok na Pawłowice. Dzięki Bogu
zdążyłam na Mszę Św. na 18:00 do kościoła na Pawłowicach. Mój
strój nie był zbyt idealny po tak długim pielgrzymowaniu, ale nikt
mi nie zwrócił uwagi. Na Mszy Św. czułam jak stopy mi pulsowały
i stanie sprawiało mi trudność, ale kontaktowałam wszystkie
momenty. Po Mszy Św. poszłam do zakrystii poprosić księdza o
wodę. Ksiądz napełnił mi cały bidon przegotowaną wodą, dał
szklankę wody, którą od razu wypiłam w całości i dostałam
paczkę delicji na drogę. Powiedziałam, że mogę się poczęstować
kilkoma, ale ksiądz nalegał żebym wzięła wszystkie. Wychodząc z
zakrystii kościelny powiedział, że tutaj niedaleko jest sklep i
można było iść do sklepu, ale to jest takie piękne w
pielgrzymowaniu, że człowiek doświadcza Boga obecnego w drugim
człowieku. Pan Bóg chce uzdrowić człowieka z egoizmu i
samowystarczalności, z myślenia typu: „Mam pieniądze więc pójdę
do sklepu i kupię sobie co chcę”. Na tej trasie spotkałam trzech
księży i każdy z nich podzielił się tym co miał nie oczekując
nic w zamian.
„Potem
rzekł do swoich uczniów: «Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się
zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się
przyodziać. życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało
więcej niż odzienie. Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną;
nie mają piwnic ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi
jesteście wy niż ptaki! Któż z was przy całej swej trosce może
choćby chwilę dołożyć do wieku swego życia? Jeśli więc nawet
drobnej rzeczy [uczynić] nie możecie, to czemu zbytnio troszczycie
się o inne? Przypatrzcie się liliom, jak rosną: nie pracują i nie
przędą. A powiadam wam: Nawet Salomon w całym swym przepychu nie
był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które
dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa,
o ileż bardziej was, małej wiary! I wy zatem nie pytajcie, co
będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to
niespokojni! O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, lecz
Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. Starajcie się raczej o Jego
królestwo, a te rzeczy będą wam dodane.” (Łk 12, 22-31)
Umocniona
Eucharystią i Ciałem Pana Jezusa oraz ludzką życzliwością
wyruszyłam w dalszą drogę. Szło mi się bardzo fajnie wzdłuż
strumienia, było coraz chłodniej, robił się wieczór, szłam już
cały czas przez Wrocław i miałam do pokonania tylko kilkanaście
kilometrów. Doszłam na Psie Pole a później do ostatniej już
stacji Kościoła Matki Bożej Miłosierdzia. Jak byłam
blisko kościoła zadzwonił do mnie tata z pytaniem „Gdzie
jestem?” i żebym już wracała do domu, żadnego słowa wsparcia
tylko ściąganie mnie z wyznaczonego celu, jednak nie dałam się
zwieść i szłam dalej. Kiedy doszłam do kościoła Matka Boża okazała mi
bardzo wiele miłosierdzia i nic nie mówiła, że miałam słabe
tempo na kilometr czy późno przychodzę. :-) Szłam dalej a w
zasadzie to Łaska Boża ciągnęła mnie za sobą dodając mi otuchy
słowami: „Dasz radę, nie poddawaj się, jesteś już blisko.”
Kiedy byłam już blisko Kościoła Uniwersyteckiego to nie był
koniec trasy ponieważ rozpoczęliśmy z naszego kościoła
parafialnego NMP Fatimskiej, żeby dokończyć trasę został mi
ostatni odcinek, można powiedzieć ostatnia prosta. Zadzwoniłam do
Tadka i powiedziałam szacunkową godzinę dotarcia do celu. Tadek
chciał mi towarzyszyć na kilku ostatnich kilometrach trasy.
Dzielnie szłam przez miasto nie zwracając na siebie niczyjej uwagi,
każdy przechodzień jakby był zapatrzony tylko w swoje sprawy, to
jest wielkie miasto nocą, jeśli nie idziesz z zamiarem imprezowania
to po co właściwie idziesz?
Przypomniał
mi się opis z Dzienniczka św. s. Faustyny:
„W
pewnym dniu ujrzałam dwie drogi: jedna szeroka, wysypana piaskiem i
kwiatami, pełna radości i muzyki i różnych przyjemności. Ludzie
idąc tą drogą tańcząc i bawiąc się – dochodzili do końca,
nie spostrzegają się, że już koniec. A na końcu tej drogi była
straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep
wpadały w tę przepaść, jak szły, tak i wpadały. A była ich
wielka liczba, że nie można było ich zliczyć. I widziałam drugą
drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami i
kamieniami, a ludzie, którzy nią szli ze łzami w oczach i różne
boleści były ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz
powstawali i szli dalej. A w końcu drogi był wspaniały ogród
przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia i wchodziły tam te
wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały o swych
cierpieniach.” (Dz 153)
Kiedy byłam
blisko kościoła Chrystusa Króla usiadłam na ławeczce i chciałam
chwilę odpocząć, nie siedziałam długo wstałam z zupełnie
przyziemną myślą: „Tadek na mnie czeka, podałam mu szacunkową
godzinę i muszę się starać dotrzymać słowa.”. Nie
pielgrzymowałam dla Tadka, pokonywałam tą trasę dla Boga i Matki
Najświętszej, ale człowiek już taki jest, że postrzega świat
zmysłami na sposób bardziej przyziemny i bardziej myśli o
spotykanych ludziach a dopiero później o Bogu, który jest nad
nimi. W tym miejscu trasa pokrywała się z trasą NMP Wspomożycielki
Wrocławia pod prąd, kiedy przeszłam pod wiaduktem nie mogłam
znaleźć ani trzepaka wyznaczającego geometryczny środek Wrocławia
ani kościołów przez które przechodziła, nie sprawdzałam już
trasy z GPS-em po prostu szłam tak jak umiałam, pogubiłam się w
tych uliczkach, ale ogólny kierunek miałam właściwy. Kiedy
doszłam do ulicy Milenijnej niedaleko Mostu Milenijnego zrobiłam
przerwę na posiedzenie, siedziałam i odpoczywałam, zmęczenie było
tak silne, że z trudem wstałam i szłam dalej. Co ciekawe poza
podeszwami stóp nic mnie specjalnie nie bolało ani mięśnie, ani
żadne rany, ani plecy, nic a nic, więc jak wytłumaczyć to
zmęczenie? W każdym razie to niewytłumaczalne zmęczenie było
coraz silniejsze, raz na jakiś czas próbowałam biec, ale szybko
przechodziłam do marszu, czasem stawałam, czasem siadałam aż
dotarłam do miejsca gdzie Tadka spotkałam. Tadek próbował dodawać
mi otuchy, ale widział mój wysiłek i kiedy przechodziliśmy koło
domu powiedział: „Przeszłaś już trasę możesz wracać do
domu.”, ja mu odpowiedziałam: „Nie przeszłam całej, nie
doszłam jeszcze do kościoła.” po czym powiedziałam, że
potrzebuję odpocząć na przystanku. Usiadłam i rozmasowałam sobie
stopy i powiedziałam do Tadka: „W końcu obydwoje jesteśmy
biegaczami więc trzeba się wziąć i biec.”. Ostatni kilometr po
prostu przebiegliśmy. Bardzo się ucieszyłam stojąc pod drzwiami
kościoła, w moim życiu nastąpił przełom, kolejna granica
została pokonana, nie dokonałam tego sama: „W Bogu dokonamy
czynów pełnych mocy i On podepcze naszych nieprzyjaciół.”
(Ps 108,14)
Po dojściu
do domu zastanawiałam się dlaczego tak długo mi zeszło na
pokonanie kilkunastu kilometrów trasy od 19 od kościoła na
Pawłowicach do 24:12 do kościoła NMP Fatimskiej i znalazłam
odpowiedź od Pruszowic były 24 km a nie 14 km jak zobaczyłam na
GPS-ie. :-)
Zamysł był
taki aby Najdłuższa Trasa NMP Fatimskiej miała długość 144 km w
nawiązaniu do Apokalipsy: „I zmierzył jego mur - sto
czterdzieści cztery łokcie: miara, która ma anioł, jest miarą
człowieka.” (Ap 21,17). Przejście takiej trasy jest
zbudowaniem muru obronnego dla naszej Archidiecezji Wrocławskiej,
moje jedno przejście to może być wysokość muru na 1 cm, ale
każda następna osoba jak dołoży swoją cegiełkę to razem
zbudujemy bardzo wysoki mur. :-) Dlaczego taki dystans jest miarą
człowieka? Dlatego, że człowiek nie jest go w stanie przejść o
własnych siłach i nie może mieć intencji: pokazania czy
udowodnienia komuś, że ja potrafię, dam radę. Taką trasę można
przejść tylko z Bożą Mocą myśląc o innych. Ja miałam
intencje: „O owoce Ekstremalnej Drogi Krzyżowej na tworzonych
przeze mnie trasach.”, chciałam żeby ludzie doświadczali na tych
trasach obecności Boga i wracali odmienieni. Jakie to będą owoce,
to już nie ja o tym decyduję...
Anetko dziękuję Ci z doświadczenie takiego wysiłku i przeżycia duchowe..jak docierałem do swego domu to miałem w duszy taką radość ja wojak wracający z wojny..długo będę pamiętał to uczucie..
OdpowiedzUsuńJa tobie też bardzo dziękuję, że wspólnie z nami chciałeś podjąć tak wielki wysiłek. Wiele osób wie o możliwości wspólnego pielgrzymowania a jednak niewiele idzie...
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuń