poniedziałek, 26 marca 2018

Relacja z trasy EDK Fatimskiej Światła

Zapewne wiele osób zastanawia się jak było na najdłuższej w tym roku trasie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej – Fatimskiej Światła. Zachęcam do przeczytania osobistej relacji...

W tym roku po raz pierwszy przygotowywałam Rejon Fatimski Wrocław, który rozpoczynał się w mojej parafii w kościele NMP Fatimskiej we Wrocławiu. Mieliśmy najdłuższą trasę w tegorocznej edycji EDK i jako osoba tworząca tą trasę czułam się odpowiedzialna aby przejść nią ponownie w oficjalnym terminie. Dzięki Łasce Boga całemu wydarzeniu towarzyszyła Telewizja Trwam, która była zainteresowana naszymi fatimskimi trasami. Po Mszy Św. powiedzieliśmy jeszcze kilka słów na zachętę dla kolejnych osób i wyruszyliśmy ok. 19:30.
Na trasę były zapisane 4 osoby, jedna zrezygnowała wcześniej a druga nie przyszła. Wyruszyliśmy w dwie osoby ja i Przemek z którym w zeszłym roku szliśmy razem EDK NMP Wspomożycielki Wrocławia. Szybko dogoniliśmy grupę idącą do Tyńca Małego przed kościołem NMP Różańcowej, ponieważ oni mieli 2 km więcej na tym odcinku od nas. Ksiądz nas bardzo mile przywitał i pobłogosławił, zaproponował, że może udzielić pomocy na trasie jeśli ktoś będzie potrzebował pomocy to on chętnie przyjedzie w środku nocy. Powiedział żeby zapisać numer telefonu do niego, ale ktoś odpowiedział, że dojdziemy i nikt nie zapisywał numeru do księdza. Podbudowała mnie wiara osób na tej trasie. Wielka determinacja w dojściu do celu, całe to skupienie i milczenie z jakim szli...
Noc była dosyć chłodna, na trasie było błoto, staraliśmy się zachowywać milczenie, ale różnie nam to wychodziło. Nieśliśmy krzyż naprzemiennie każdy po dwie stacje Drogi Krzyżowej, które były różnej długości. Osoba niosąca krzyż szła z przodu i narzucała tempo. Czas potrzebny na przemyślenie był bardzo ważny... Przed północą dotarliśmy na Klecinę i zobaczyliśmy baner, który koledzy przygotowali promując swoje EDK na Klecinę. Odprawiliśmy kolejną stację i zrobiliśmy przerwę na posiłek, pokonaliśmy już 20 km.

Teraz trasa wychodziła już poza Wrocław, asfalt, błoto, asfalt, błoto do przodu szliśmy z ochotą. Za Suchym Dworem był odcinek ruchliwej drogi, która ku mojemu zdziwieniu była prawie pusta o tej godzinie. O 3 nad ranem dotarliśmy do Tyńca Małego mając za sobą 31 km, odprawiliśmy stację, zrobiliśmy kolejny postój i ubraliśmy się cieplej. Przemek miał ze sobą dwie bluzy pożyczył mi jedną, bo stwierdził, że nad ranem zrobi się jeszcze chłodniej.
Trasa Fatimska Bolesna ma 44 km i na odcinku Karwiany – Tyniec Mały pokrywa się z trasą Fatimską Światła miałam nadzieję, że kogoś spotkamy. Za Domasławem spotkaliśmy dwóch uczestników EDK, jeden szedł po ciemku a drugi z czołówką. Idąc za przykładem też wyłączyłam czołówkę co okazało się świetnym pomysłem, ponieważ noc była dosyć jasna i wzrok się lepiej przyzwyczaił. Kiedy dochodzliśmy do miejscowości Karwiany spotkaliśmy pozostałych uczestników, którzy trzymali się zwartą grupą.
Po raz pierwszy przygotowywałam EDK na krótszych trasach i nie do końca wiedziałam jakie są potrzeby uczestników. Przed Mszą Św. ksiądz powiedział, żeby ludzie ustawili się w grupach przed kościołem bo inaczej się pogubią i pójdą w niewłaściwą stronę i tak też ksiądz ogłosił, gdzie, która grupa ma stać i spod kościoła uczestnicy wyszli grupami. Na profilu EDK Dobrzykowice zobaczyłam też, że dzień wcześniej mieli spotkanie grupowych i tak pomyślałam, że w przyszłym roku też powinniśmy mieć grupowych dla tych osób, które słabiej radzą sobie z nawigacją i mapami w terenie.
Przyznam szczerze, że na moim pierwszym EDK z Wrocławia na Ślężę też bałam się iść sama i trzymałam się grupy, która z czasem zrobiła się trzyosbowa. Gdyby nie Krzysiek, który pełnił rolę nawigatora to pewnie bym zabłądziła i nie doszła do celu tak więc doskonale rozumiem inne osoby, które chcą się trzymać w grupie...
Za Karwianami trasa była coraz trudniejsza, zmęczenie i zimno dawało się nam we znaki, marzyliśmy o jakimś miejscu gdzie można by się napić ciepłej herbaty, ale nigdzie nie było takiej możliwości. Dopiero nad ranem w Żernikach Wrocławskich po odprawieniu stacji zadzwoniliśmy do księdza, który ugościł nas herbatą oraz bułkami. Mieliśmy już za sobą prawie 44 km, jeszcze tylko 100 km. :-)
Zmęczenie oraz uciskające buty spowodowały, że nie potrafiłam trzymać intensywnego tempa, ale ciągle poruszaliśmy się do przodu, doszliśmy do kolejnych stacji w Radwanicach (51,3 km) oraz w Trestnie (57,5 km). Za Trestnem trasa była dla mnie już bardzo trudna. Przemek niósł krzyż a ja szłam za nim z wielkim wysiłkiem próbując trzymać tempo. Niestety nie udawało mi się to i w Kamieńcu Wrocławskim zrobiliśmy dodatkowy postój. Wiedziałam, że tym razem nie dojdę. W myślach próbowałam zmierzyć się z porażką. Z jednej strony chciałam iść dalej, ale organizm coraz bardziej odmawiał mi posłuszeństwa, z drugiej strony jak to wszystko wyjdzie jak nie przejdę trasy, którą zaproponowałam. Przeszłam ją co prawda w wakacje, ale to co innego w nieoficjalnym terminie. Kiedy ukończylibyśmy trasę w oczach wielu osób zostalibyśmy bohaterami, kiedy zejdę z trasy to będę musiała skonfrontować się z porażką. Kiedy będę kontynuować trasę opuchlizna na nogach może się jeszcze bardziej powiększyć a to nie o to chodzi, żeby trafić do szpitala. Bóg i tak będzie mnie kochał nawet jak zejdę z trasy to ludzie będą mnie oceniać i krytykować... Jeszcze Ela z Telewizji Trwam chciała nagrać nas na trasie jeszcze przejdę kawałek żeby mogła przyjechać, poczekam na nią aż zadzwoni. Wytrzymam do Kiełczowa, wtedy będę blisko Wrocławia...
W Dobrzykowicach spotkaliśmy osobę z Rejonu EDK Dobrzykowice i porozmawialiśmy chwilkę, zaproponowałam żebyśmy wspólnie przeszli trasę 1-go maja w święto św. Józefa. Tą trasę św. Józefa z mojego drugiego Rejonu Wrocław, który ciągle mam w pamięci. Co ciekawe wiedziałam, że tym razem muszę zejść z trasy a już myślałam o podjęciu następnej próby. Ważne w takich chwilach żeby się całkiem nie zniechęcać i nie tracić ducha, przyjąć porażkę i iść dalej. Po dojściu do miejscowości Krzyków ból się bardzo nasilił i krzyknęłam do Przemka „Poczekaj, nie daję rady iść dalej, buty uciskają mnie zbyt mocno, muszę zwolnić!!!” I tak trochę zwolniliśmy, po chwili zadzwoniła Ela z pytaniem „Gdzie jesteście i jak wam idzie?”, ja na to
„Zbliżamy się do Nadolic Wielkich i schodzę z trasy.”, Ela powiedziała sfilmuję was jak będziecie dochodzić do kościoła i zabiorę do Wrocławia.
Akcja jak w dramacie wojennym „bohater”, który schodzi z pola walki. Powiedziałam Eli, mogę powiedzieć o porażce, że nie zawsze wszystko jest tak jak sobie zaplanujemy, ale Ela powiedziała, że nie będziemy tego nagrywać. Nie wolno mówić o porażce o tym, że nie wszystko się udaje, świat jest nastawiony na sukces, na wygraną, na zwycięstwo. W końcu doszliśmy do 7-mej stacji kościoła NMP Różańcowej w Nadolicach Wielkich. Ta miejscowość bardzo dobrze mi się kojarzy z Biegiem wokół Rancza, ale tym razem nie było szczęśliwego zakończenia: „Stacja VII Drugi Upadek Jezusa”. Zaczynam się zastanawiać dlaczego w Drodze Krzyżowej na XIV stacji 3 stacje mówią o upadkach Pana Jezusa, widać upadek jest czymś ludzkim, czymś o czym świat zapomina.

Przemek razem ze mną zrezygnował z trasy, sam nie dałby rady przy nawigacji i drugiej nieprzespanej nocy, bardzo chciał ukończyć tą trasę i myślał już o następnej próbie. Kilka razy mówił do mnie, że mogliśmy wybrać inną trasę np. do Tyńca Małego, którą byśmy ukończyli a ja na to, że bardzo chciałam iść tą trasą i podjąć próbę jej przejścia, ale tym razem nie było mi dane ukończyć jej. Po dojechaniu do domu tata powiedział: „Na przyszłość nie ma potrzeby robić dłuższych tras, te krótsze wystarczą.” Wieczorem zadzwoniła Agata z Gościa Niedzielnego chciała zrobić kilka zdjęć na trasie, powiedziałam jej, że zeszliśmy z trasy i jak wyglądała cała sytuacja, usłyszałam tylko, że nie ma o czym pisać. I to jest to kiedy coś ci nie wyjdzie to nie ma o czym mówić, nie ma o czym pisać, najlepiej zachować milczenie i przyjąć, że nic się nie stało albo usłyszy się szereg wskazówek co powinno się zrobić. Dzięki Bogu mam bloga i mogę napisać o mojej porażce o tym jak było naprawdę dla tych, którzy chcą znać prawdę.
Prawda jest taka, że chociaż biegam przez kilka lat to nigdy nie złamałam 4 godzin w maratonie, ukończyłam jeden bieg górski Kreta na 110 km i to z pomocą kolegi wpadliśmy o północy na metę gdzie organizator miał czekać do północy, na biegach górskich czasem wpadnę przed limitem czasu, czasem po czasie. Wyrażenie „biegam z czołówką” odnoszę do latarki a nie do elity :-). Ale Bóg dał mi łaski utworzenia różnych ciekawych tras w tym najdłuższej trasy w tegorocznej edycji EDK dlatego, że: „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga. Przez Niego bowiem jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem, aby, jak to jest napisane, w Panu się chlubił ten, kto się chlubi.” (1 Kor 1,27-31)
Co ciekawe, kiedy podjęłam decyzję o zejściu z trasy i nikt o niej nie wiedział poza mną i Bogiem dostałam SMS-a następującej treści: „..córko Moja, więcej mi się podobasz, jeżeli z posłuszeństwa i z miłości ku Mnie jesz pomarańcze, aniżeli byś z własnej woli pościła i umartwiała się. Dusza, która Mnie bardzo kocha musi i powinna żyć wolą Moją. Ja znam serce twoje, że ono się niczym nie zadowoli, jedynie miłością Moją. [III zeszyt Dzn. Sw. Faustyny 1023]. JEZU ufam TOBIE, Ula.” Odebrałam go następująco do mojej sytuacji, że bardziej się Bogu podobam w posłuszeństwie do Jego Głosu schodząc z trasy niż jakbym samowolnie udowadniała wszystkim a najbardziej sobie, że dam radę.
Co do samej trasy Fatimskiej Światła i pytań czy warto było ją tworzyć? Odpowiem zdecydowanie „TAK”, trasa powstała, bo Bóg tak chciał. Bóg nie dał mi łaski przejścia trasy w oficjalnej edycji EDK, ponieważ chce udzielić tej łaski innym osobom w ciągu roku. Chce żeby ludzie podejmowali próby pokonania jej pieszo, czasem może to być podzielenie trasy na kilka lub kilkanaście odcinków, innym razem zejście z trasy na danym odcinku. Porażka jest wliczona w cenę nabycia człowieczeństwa. Strona http://mypielgrzymi.blogspot.com/ powstała aby dać ludziom przestrzeń na wypowiedzenie się w temacie podjętych prób, liczą się wszystkie nie tylko te udane, dlatego, że BÓG LICZY RÓWNIEŻ NA CIEBIE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz