Zapewne
wiele osób zastanawia się jak było na najdłuższej w tym roku
trasie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej – Fatimskiej Światła.
Zachęcam do przeczytania osobistej relacji...
W tym roku
po raz pierwszy przygotowywałam Rejon Fatimski Wrocław, który
rozpoczynał się w mojej parafii w kościele NMP Fatimskiej we
Wrocławiu. Mieliśmy najdłuższą trasę w tegorocznej edycji EDK i
jako osoba tworząca tą trasę czułam się odpowiedzialna aby
przejść nią ponownie w oficjalnym terminie. Dzięki Łasce Boga
całemu wydarzeniu towarzyszyła Telewizja Trwam, która była
zainteresowana naszymi fatimskimi trasami. Po Mszy Św.
powiedzieliśmy jeszcze kilka słów na zachętę dla kolejnych osób
i wyruszyliśmy ok. 19:30.
Na trasę
były zapisane 4 osoby, jedna zrezygnowała wcześniej a druga nie
przyszła. Wyruszyliśmy w dwie osoby ja i Przemek z którym w
zeszłym roku szliśmy razem EDK NMP Wspomożycielki Wrocławia.
Szybko dogoniliśmy grupę idącą do Tyńca Małego przed kościołem
NMP Różańcowej, ponieważ oni mieli 2 km więcej na tym odcinku od
nas. Ksiądz nas bardzo mile przywitał i pobłogosławił,
zaproponował, że może udzielić pomocy na trasie jeśli ktoś
będzie potrzebował pomocy to on chętnie przyjedzie w środku nocy.
Powiedział żeby zapisać numer telefonu do niego, ale ktoś
odpowiedział, że dojdziemy i nikt nie zapisywał numeru do księdza.
Podbudowała mnie wiara osób na tej trasie. Wielka determinacja w
dojściu do celu, całe to skupienie i milczenie z jakim szli...
Noc była
dosyć chłodna, na trasie było błoto, staraliśmy się zachowywać
milczenie, ale różnie nam to wychodziło. Nieśliśmy krzyż
naprzemiennie każdy po dwie stacje Drogi Krzyżowej, które były
różnej długości. Osoba niosąca krzyż szła z przodu i narzucała
tempo. Czas potrzebny na przemyślenie był bardzo ważny... Przed
północą dotarliśmy na Klecinę i zobaczyliśmy baner, który
koledzy przygotowali promując swoje EDK na Klecinę. Odprawiliśmy
kolejną stację i zrobiliśmy przerwę na posiłek, pokonaliśmy już
20 km.
Teraz trasa
wychodziła już poza Wrocław, asfalt, błoto, asfalt, błoto do
przodu szliśmy z ochotą. Za Suchym Dworem był odcinek ruchliwej
drogi, która ku mojemu zdziwieniu była prawie pusta o tej godzinie.
O 3 nad ranem dotarliśmy do Tyńca Małego mając za sobą 31 km,
odprawiliśmy stację, zrobiliśmy kolejny postój i ubraliśmy się
cieplej. Przemek miał ze sobą dwie bluzy pożyczył mi jedną, bo
stwierdził, że nad ranem zrobi się jeszcze chłodniej.
Trasa
Fatimska Bolesna ma 44 km i na odcinku Karwiany – Tyniec Mały
pokrywa się z trasą Fatimską Światła miałam nadzieję, że
kogoś spotkamy. Za Domasławem spotkaliśmy dwóch uczestników EDK,
jeden szedł po ciemku a drugi z czołówką. Idąc za przykładem
też wyłączyłam czołówkę co okazało się świetnym pomysłem,
ponieważ noc była dosyć jasna i wzrok się lepiej przyzwyczaił.
Kiedy dochodzliśmy do miejscowości Karwiany spotkaliśmy
pozostałych uczestników, którzy trzymali się zwartą grupą.
Po raz
pierwszy przygotowywałam EDK na krótszych trasach i nie do końca
wiedziałam jakie są potrzeby uczestników. Przed Mszą Św. ksiądz
powiedział, żeby ludzie ustawili się w grupach przed kościołem
bo inaczej się pogubią i pójdą w niewłaściwą stronę i tak też
ksiądz ogłosił, gdzie, która grupa ma stać i spod kościoła
uczestnicy wyszli grupami. Na profilu EDK Dobrzykowice zobaczyłam
też, że dzień wcześniej mieli spotkanie grupowych i tak
pomyślałam, że w przyszłym roku też powinniśmy mieć grupowych
dla tych osób, które słabiej radzą sobie z nawigacją i mapami w
terenie.
Przyznam
szczerze, że na moim pierwszym EDK z Wrocławia na Ślężę też
bałam się iść sama i trzymałam się grupy, która z czasem
zrobiła się trzyosbowa. Gdyby nie Krzysiek, który pełnił rolę
nawigatora to pewnie bym zabłądziła i nie doszła do celu tak więc
doskonale rozumiem inne osoby, które chcą się trzymać w grupie...
Za
Karwianami trasa była coraz trudniejsza, zmęczenie i zimno dawało
się nam we znaki, marzyliśmy o jakimś miejscu gdzie można by się
napić ciepłej herbaty, ale nigdzie nie było takiej możliwości.
Dopiero nad ranem w Żernikach Wrocławskich po odprawieniu stacji
zadzwoniliśmy do księdza, który ugościł nas herbatą oraz
bułkami. Mieliśmy już za sobą prawie 44 km, jeszcze tylko 100 km.
:-)
Zmęczenie
oraz uciskające buty spowodowały, że nie potrafiłam trzymać
intensywnego tempa, ale ciągle poruszaliśmy się do przodu,
doszliśmy do kolejnych stacji w Radwanicach (51,3 km) oraz w
Trestnie (57,5 km). Za Trestnem trasa była dla mnie już bardzo
trudna. Przemek niósł krzyż a ja szłam za nim z wielkim wysiłkiem
próbując trzymać tempo. Niestety nie udawało mi się to i w
Kamieńcu Wrocławskim zrobiliśmy dodatkowy postój. Wiedziałam, że
tym razem nie dojdę. W myślach próbowałam zmierzyć się z
porażką. Z jednej strony chciałam iść dalej, ale organizm coraz
bardziej odmawiał mi posłuszeństwa, z drugiej strony jak to
wszystko wyjdzie jak nie przejdę trasy, którą zaproponowałam.
Przeszłam ją co prawda w wakacje, ale to co innego w nieoficjalnym
terminie. Kiedy ukończylibyśmy trasę w oczach wielu osób
zostalibyśmy bohaterami, kiedy zejdę z trasy to będę musiała
skonfrontować się z porażką. Kiedy będę kontynuować trasę
opuchlizna na nogach może się jeszcze bardziej powiększyć a to
nie o to chodzi, żeby trafić do szpitala. Bóg i tak będzie mnie
kochał nawet jak zejdę z trasy to ludzie będą mnie oceniać i
krytykować... Jeszcze Ela z Telewizji Trwam chciała nagrać nas na
trasie jeszcze przejdę kawałek żeby mogła przyjechać, poczekam
na nią aż zadzwoni. Wytrzymam do Kiełczowa, wtedy będę blisko
Wrocławia...
W
Dobrzykowicach spotkaliśmy osobę z Rejonu EDK Dobrzykowice i
porozmawialiśmy chwilkę, zaproponowałam żebyśmy wspólnie
przeszli trasę 1-go maja w święto św. Józefa. Tą trasę św.
Józefa z mojego drugiego Rejonu Wrocław, który ciągle mam w
pamięci. Co ciekawe wiedziałam, że tym razem muszę zejść z
trasy a już myślałam o podjęciu następnej próby. Ważne w
takich chwilach żeby się całkiem nie zniechęcać i nie tracić
ducha, przyjąć porażkę i iść dalej. Po dojściu do miejscowości
Krzyków ból się bardzo nasilił i krzyknęłam do Przemka
„Poczekaj, nie daję rady iść dalej, buty uciskają mnie zbyt
mocno, muszę zwolnić!!!” I tak trochę zwolniliśmy, po chwili
zadzwoniła Ela z pytaniem „Gdzie jesteście i jak wam idzie?”,
ja na to
„Zbliżamy się do Nadolic Wielkich i schodzę z trasy.”,
Ela powiedziała sfilmuję was jak będziecie dochodzić do kościoła
i zabiorę do Wrocławia.
Akcja jak w
dramacie wojennym „bohater”, który schodzi z pola walki.
Powiedziałam Eli, mogę powiedzieć o porażce, że nie zawsze
wszystko jest tak jak sobie zaplanujemy, ale Ela powiedziała, że
nie będziemy tego nagrywać. Nie wolno mówić o porażce o tym, że
nie wszystko się udaje, świat jest nastawiony na sukces, na
wygraną, na zwycięstwo. W końcu doszliśmy do 7-mej stacji
kościoła NMP Różańcowej w Nadolicach Wielkich. Ta miejscowość
bardzo dobrze mi się kojarzy z Biegiem wokół Rancza, ale tym razem
nie było szczęśliwego zakończenia: „Stacja VII Drugi Upadek
Jezusa”. Zaczynam się zastanawiać dlaczego w Drodze Krzyżowej na
XIV stacji 3 stacje mówią o upadkach Pana Jezusa, widać upadek
jest czymś ludzkim, czymś o czym świat zapomina.
Przemek
razem ze mną zrezygnował z trasy, sam nie dałby rady przy
nawigacji i drugiej nieprzespanej nocy, bardzo chciał ukończyć tą
trasę i myślał już o następnej próbie. Kilka razy mówił do
mnie, że mogliśmy wybrać inną trasę np. do Tyńca Małego, którą
byśmy ukończyli a ja na to, że bardzo chciałam iść tą trasą i
podjąć próbę jej przejścia, ale tym razem nie było mi dane
ukończyć jej. Po dojechaniu do domu tata powiedział: „Na
przyszłość nie ma potrzeby robić dłuższych tras, te krótsze
wystarczą.” Wieczorem zadzwoniła Agata z Gościa Niedzielnego
chciała zrobić kilka zdjęć na trasie, powiedziałam jej, że
zeszliśmy z trasy i jak wyglądała cała sytuacja, usłyszałam
tylko, że nie ma o czym pisać. I to jest to kiedy coś ci nie
wyjdzie to nie ma o czym mówić, nie ma o czym pisać, najlepiej
zachować milczenie i przyjąć, że nic się nie stało albo usłyszy
się szereg wskazówek co powinno się zrobić. Dzięki Bogu mam
bloga i mogę napisać o mojej porażce o tym jak było naprawdę dla
tych, którzy chcą znać prawdę.
Prawda jest
taka, że chociaż biegam przez kilka lat to nigdy nie złamałam 4
godzin w maratonie, ukończyłam jeden bieg górski Kreta na 110 km i
to z pomocą kolegi wpadliśmy o północy na metę gdzie organizator
miał czekać do północy, na biegach górskich czasem wpadnę przed
limitem czasu, czasem po czasie. Wyrażenie „biegam z czołówką”
odnoszę do latarki a nie do elity :-). Ale Bóg dał mi łaski
utworzenia różnych ciekawych tras w tym najdłuższej trasy w
tegorocznej edycji EDK dlatego, że: „Bóg wybrał właśnie to,
co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to,
co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie
urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił
Bóg, by to co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie
chełpiło wobec Boga. Przez Niego bowiem jesteście w Chrystusie
Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i
sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem, aby, jak to jest
napisane, w Panu się chlubił ten, kto się chlubi.” (1 Kor
1,27-31)
Co ciekawe,
kiedy podjęłam decyzję o zejściu z trasy i nikt o niej nie
wiedział poza mną i Bogiem dostałam SMS-a następującej treści:
„..córko Moja, więcej mi się podobasz, jeżeli z
posłuszeństwa i z miłości ku Mnie jesz pomarańcze, aniżeli byś
z własnej woli pościła i umartwiała się. Dusza, która Mnie
bardzo kocha musi i powinna żyć wolą Moją. Ja znam serce twoje,
że ono się niczym nie zadowoli, jedynie miłością Moją. [III
zeszyt Dzn. Sw. Faustyny 1023]. JEZU ufam TOBIE, Ula.”
Odebrałam go następująco do mojej sytuacji, że bardziej się Bogu
podobam w posłuszeństwie do Jego Głosu schodząc z trasy niż
jakbym samowolnie udowadniała wszystkim a najbardziej sobie, że dam
radę.
Co do samej
trasy Fatimskiej Światła i pytań czy warto było ją tworzyć?
Odpowiem zdecydowanie „TAK”, trasa powstała, bo Bóg tak chciał.
Bóg nie dał mi łaski przejścia trasy w oficjalnej edycji EDK,
ponieważ chce udzielić tej łaski innym osobom w ciągu roku. Chce
żeby ludzie podejmowali próby pokonania jej pieszo, czasem może to
być podzielenie trasy na kilka lub kilkanaście odcinków, innym
razem zejście z trasy na danym odcinku. Porażka jest wliczona w
cenę nabycia człowieczeństwa. Strona
http://mypielgrzymi.blogspot.com/
powstała aby dać ludziom przestrzeń na wypowiedzenie się w
temacie podjętych prób, liczą się wszystkie nie tylko te udane,
dlatego, że BÓG LICZY RÓWNIEŻ NA CIEBIE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz