sobota, 12 marca 2016

Ekstremalna Droga Krzyżowa

„Nie warto żyć normalnie, warto żyć ekstremalnie” tak organizatorzy zachęcają wszystkich uczestników do wzięcia udziału w tym dosyć trudnym wyzwaniu pokonywania samego siebie na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej http://www.edk.org.pl/.

Kościół na Górze Ślęża p.w. Nawiedzenia NMP
Rzymskokatolicka Parafia p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sulistrowicach
Trasa: Wrocław, ul. św. Marii Magdaleny – Ślęza, kościół p.w. Nawiedzenia NMP
Długość: 77km
Sposób pokonania: marsz

Idąc za Bożym Głosem postanowiłam wybrać się na Ekstremalną Droga Krzyżową z Wrocławia na szczyt Ślęży w najdłuższej opcji 76 km – trasą niebieską. Ekstremalna Droga Krzyżowa polega na przejściu trasy w ciszy przy zatrzymywaniu się w wyznaczonych miejscach i odmówieniu rozważań Drogi Krzyżowej. Trasa jest dostępna na kilka sposobów:
  1. Opisowy – jest to szczegółowy, słowny opis trasy np. na skrzyżowaniu ulic skręć w lewo.
  2. Mapa – mapa w wersji pdf do wydrukowania lub przeglądania w wersji elektronicznej.
  3. Ślad KML – ślad trasy, który można wgrać do urządzenia mobilnego i podążać za nim korzystając z urządzenia wskazującego pozycję GPS.
Drogę Krzyżową rozpoczęliśmy wspólną Eucharystią w kościele św. Wojciecha na Placu Dominikańskim. Po Drodze Krzyżowej każdy udał się na punkt startowy wybranej trasy. Dla bezpieczeństwa i zgodnie z przepisami ruchu drogowego mieliśmy pokonywać trasę w grupach liczących nie więcej niż 10 osób. Każdy uczestnik mógł nieść ze sobą brzozowy krzyż o wysokości 1,2m albo inny krzyż. Nasza trasa rozpoczynała się na placu przy kościele św. Marii Magdaleny. O godzinie 20:00 powiedzieliśmy swoje imiona, jedna osoba odczytała pierwszą stację i w osiem osób w ciszy wyruszyliśmy w trasę, porozumiewaliśmy się tylko co do drogi, szybko okazało się, że najlepszym znawcą trasy był Krzysztof, który umiejętnie korzystał z GPS-a w smartfonie.
Poruszaliśmy się szybkim, sprawnym tempem, lecz bardzo ogarniała mnie pokusa zejścia z trasy i pójścia do domu, ten dom był tak blisko trasy, zejście było takie łatwe.
Na Kuźnikach dwie osoby z kijkami postanowiły iść same. Na drugiej stacji byliśmy już tylko w 6 osób, tutaj Tomek odłączył się od nas, ponieważ chciał ponieść dodatkowe wyrzeczenie pracy z opisową mapą i samotnością...
Dzielnie maszerowaliśmy w 5 osób. Jak przystało na czterech mężczyzn narzucili szybkie, zdecydowane tempo, GPS wskazywał 5,7km na godzinę. Dla mnie takie tempo było dużym wysiłkiem przy poruszaniu się z plecakiem pod obciążeniem, ale nie chciałam się odłączać od grupy. Na 4 stacji ktoś wpadł na pomysł, że tempo marszu jest za duże i najlepiej jak ja będę prowadzić. Przyznam szczerze rola lidera grupy była dla mnie bardzo wymagająca, starałam się trzymać szybkie tempo a jednocześnie obserwowałam trasę sprawdzając czy nie ma zagrożenia. Na 5 stacji pytam się chłopaków czy nie za wolno szłam, ale oni powiedzieli, że w sam raz. Co ciekawe według wskazań GPS-a tempo na tym odcinku było takie samo jak wcześniej. :-)
Prowadziłam jeszcze kawałek dopóki nie zaczęły się przełaje przez polną drogę na skraju lasu, kałuże, błoto, trawa i do tego towarzyszący nam niemal od początku deszcz sprawiały duże trudności techniczne, trudności, które w całości zostały pokonane.
Od szóstej stacji jeden kolega chciał już z niej zejść, odradzaliśmy mu mówiąc, że nie ma tutaj środka transportu żeby wrócić a będąc na zimnie bardzo szybko się wychłodzi, ale nie dostosował się do naszych rad. Był tak zdesperowany, że wezwał taksówkę, która zgarnęła go na trasie, dalej szliśmy już w cztery osoby. Nie utrzymywaliśmy zbyt dużego tempa, bo jeden chłopak w grupie bał się, że przegrzeje mięśnie jak będziemy tak szybko chodzić. Bardzo mnie denerwowała taka postawa, ponieważ idąc zbyt wolno wychładzaliśmy się, miałam przemoczoną kurtkę i bardzo to odczuwałam, podobnie jak jeden kolega, jednak moja prośba o przyspieszenie została odrzucona.
Na siódmej stacji zrobiliśmy postój na zadaszonym przystanku autobusowym i wtedy ten jeden kolega spowalniający grupę, powiedział, że się od nas odłącza, odpocznie jeszcze dłużej i będzie się poruszał wolniej. Od tamtej pory szliśmy już tyko w trójkę.
Deszcz i wiatr stanowiły dosyć duże utrudnienie, ale przyspieszyliśmy i w końcu zrobiło się ciepło i jasno, zaczynało świtać. W dzień wszystko zaczęło inaczej wyglądać a ponieważ szliśmy już sami, porozmawialiśmy na różne tematy, wspólnie się modliliśmy, ponieważ nikomu już nie przeszkadzaliśmy w cichej kontemplacji to odzywaliśmy się do siebie tak jak normalnie. Przestaliśmy robić postoje, ponieważ cały czas padało i nie było zadaszonych miejsc. Bardzo się ucieszyliśmy, kiedy w Sobótce był otwarty kościół, chcieliśmy chwilę schronić się przed deszczem, ale po wejściu do kościoła jedna osoba oznajmiła nam, że włączyła alarm i została tylko minuta. Tak więc nasze nadzieję na ciepłe schronienie zostały rozwiane i odmówiliśmy stację pod gołym niebem.
Z Sobótki na szczyt Ślęzy było niedaleko co nas bardzo cieszyło, ale była to droga cały czas pod górę. Trasa na Ślęzę była bardzo urozmaicona na dole góry było błoto, później deszcz ze śniegiem, potem sam śnieg, wiatr i śnieżyca. No i stało się zgubiliśmy się na niebieskim szlaku, w jednym miejscu szlak nie był oznaczony więc poszliśmy po innych śladach na śniegu, ale ta droga okazała się błędna. Chwilę nam zajęło wrócenie na szlak, ale to nas opóźniło w dotarciu do celu. W pewnym momencie jeden kolega – Stanisław przy wchodzeniu pod górę bardzo nas wyprzedził. Patrząc na niego nabrałam sił i też zaczęłam szybko wchodzić pod górę, przed nami były dwie osoby z kijkami, pomyślałam, że to ci, którzy się od nas odłączyli na początku, tak więc przyspieszyłam, żeby na końcówce ich przegonić. Kiedy się do nich przybliżyłam to okazało się, że to ktoś inny. W końcu zdobyliśmy szczyt w 17 godzin i 22 minuty. Chwała Panu! Chwała Panu! Chwała Panu!
Bóg w nas działał, bo człowiek nie dałby rady pokonać takich trudności samodzielnie. Wspólna współpraca ułatwiła nam zadanie.

Kościół p.w. Nawiedzenia NMP na szczycie Ślęzy
Widok przy zejściu z kościoła.

Na koniec ktoś nam zrobił pamiątkowe zdjęcie:




4 komentarze:

  1. Dzięki za wspólną drogę, świetnie że udało się wam dojść. Ja z trasy zrezygnowałem gdyż nie chciałem spowalniać grupy, Tempo mieliśmy dobre (do domu wróciłem... spocony), ale obuwie miałem za nowe i te ponad 20 km do przejścia już było nie do zrobienia - pęcherze pęcherzami, więzadła w kolanie powoli odmówiły współpracy (gdybym doszedł do 8-mej stacji, to juz bym tam został - po powrocie do Wrocławia wejście na 2-gie piętro okazało sie sporym wyzwaniem ;) ) Cenna nauczka na przyszłość - buty kupione miesiąc wcześniej są zbyt nowe. Podtrenuję, lepiej się przygotuję i za rok jeszcze raz spróbuję.
    Choć nie doszedłem do celu, EDK spełniła swoje zadanie wyśmienicie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że byłeś z nami mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. :-) Cieszę się z twojej wytrwałości.

      Usuń
  2. Gratuluję wszystkim. Chwała Panu :) KJ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwała Panu, który cały czas był z nami i wspierał nas przez siebie nawzajem. :-)

      Usuń